środa, 15 lipca 2015

Rozdział 1


OneRepublic - Counting stars 

15 lat wcześniej

       Dryń, dryń. Dryń, dryń. Znowu to samo. Jak co ranek, budzik obudził mnie swoim przerażającym dźwiękiem. Nienawidziłam go za to, że codziennie od wielu lat porywał mnie na nogi.
       Przekręciłam lekko głowę w bok, aby spojrzeć na dopiero co wyłączone urządzenie. Miałam sporo czasu do wyjścia. Weszło mi w nawyk, aby wstawać odrobinę wcześniej, niż musiałam, nie lubiłam się spóźniać, a nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć. Pomimo tego zawsze się przeklinałam w myślach, że przesadzam i zamiast się wyspać, wstaję razem z kurami. Nie mogłam jednak tego zmienić, to przyzwyczajenie weszło mi tak głęboko w nawyk, że nie potrafiłam się go pozbyć, zupełnie tak, jak zdolności i potrzeby oddychania.
       Chcąc czy nie, podniosłam się i usiadłam na łóżku, przecierając oczy i błądząc wzrokiem po całym pokoju. Nie było to dużej wielkości pomieszczenie, zwykły schron nastolatki w wieku dorastania. Po mojej prawej stronie znajdowało się okno, które było zakryte białą firanką i niebieskimi roletami. Pod nim było niewielkie, mahoniowe biurko, na którym znajdowała się mała, elegancka lampka, laptop i wazon ze sztucznymi kwiatami, natomiast obok był wiszący segment, na którym stały idealnie ułożone książki, z których często lubiłam się uczyć. Nauka w moim życiu była ważnym i nieodłącznym elementem. Zawsze żyłam myślą,  ze człowiek bez wiedzy jest nikim. Co roku dostawałam się do grupy najlepszych uczniów w szkole. Byłam chwalona przez nauczycieli, wysyłano mnie na rożne konkursy, które zazwyczaj kończyły się powodzeniem. Moi rodzice byli dumni, że mają tak bystrą i wzorową córkę.
       Po lewej stronie biurka, pod ścianą, stała średniej wielkości również mahoniowa szafa z wielkim lustrem na przodzie. W środku trzymałam wszystkie ubrania, poza bielizną, ta znalazła swoje miejsce w małej szafce z szufladami zrobionej z tego samego drewna. Nie byłam jakąś maniaczką mody, w sumie można było rzec, że nie był to temat dla mnie, jednak nie zaprzeczę, że w miarę swoich możliwości starałam się dopasowywać swój strój tak, aby wyglądać atrakcyjnie. W końcu wygląd jest bardzo ważny!
       Po drugiej stronie ściany, tuż na wprost lustra, znajdowało się moje ulubione miejsce w domu. Moje łóżko. Za każdym razem, gdy się kładłam, czułam miły zapach kwiatowego proszku do prania, który wręcz mnie całą przesiąkał. Zawsze, gdy coś mnie gnębiło lub miałam po prostu zły dzień, chowałam się pod ciepłą, miękką kołdrą. Nie potrzeba mi było dużo czasu, aby wszystkie moje negatywne myśli pękły niczym bańka mydlana. To miejsce mnie uspokajało, pozwalało na rodzenie się wielu pomysłów, analizowaniu sytuacji koniecznych do przemyślenia lub po prostu na odpoczynek. Z pozycji leżącej mogłam również oglądać fotografie wiszące na lawendowej ścianie. Przedstawiały one różne postacie, na przykład mnie wraz z rodzicami tuż po skończeniu ostatniej klasy gimnazjum. Pamiętam, że w tamtym dniu mama upiekła pyszny jabłecznik, a tata zaprosił kilka osób z rodziny oraz znajomych, aby uczcić moje wybitne świadectwo.
       Inne fotografie przedstawiały m.in. moją klasę. W ławce siedziałam z Hinatą Hyuuga. Była to mądra dziewczyna, która zupełnie jak ja, przykładała się do nauki. Zdarzało się, że uczyłyśmy się razem, tak było przyjemniej i łatwiej. Poznałyśmy się dopiero, gdy rozpoczęłyśmy szkołę średnią. Lubiłam ją, była ciekawą osobą. Razem z nami, w klasie, wylądował jej kuzyn, Neji. Nie przepadałam za nim. Wydawał się być przemądrzały i zbyt pewny siebie, jednak był naprawdę niezłym uczniem.
       Mimo, iż sądziłam, że wszystkie zdjęcia na ścianie są piękne, tylko jedno z nich miało w sobie magię oraz sprawiało, że za każdym razem jak na nie spojrzałam, na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Owe zdjęcie przedstawiało moją pierwszą miłość - Sasuke Uchihe. Szkoda, że nie zwracał uwagi na moje istnienie.
       Prawdopodobnie to wokół niego w dziewięćdziesięciu procentach kręciły się moje myśli od wschodu do zachodu słońca. To on był również powodem tego, że moje życie nabierało codziennie nowych barw, a żadne przeszkody nie mogły mi stanąć na drodze. Odkąd pamiętam, byłam w nim zakochana.
       Sasuke poznałam jeszcze w gimnazjum. Przeniósł się zza granicy w ostatnim roku szkolnym. Od razu coś do niego poczułam. Pierwszy raz, gdy go zobaczyłam, było tuż przed lekcją chemii. Siedziałam na drewnianej ławce pod ścianą szkolnego holu, powtarzając sobie materiał przed sprawdzianem. Nie zważałam na krzyki jakiegoś blondyna, który był okupowany przez jakiegoś czerwonowłosego cwaniaka, o którym nie nasłuchałam się niczego dobrego, a także chłopaka w kucyku. Na pewno mogłam stwierdzić, że przyczyną szerzącego się idiotyzmu był ten niebieskooki chłopak. Wciągał w sidła debilizmu uczniów, którzy mogli być naprawdę dobrzy, jednak jedyne, co robili, to starali się tylko przejść z klasy do klasy. Nie zwracałam jednak uwagi na nich ani nic innego, za bardzo byłam pochłonięta nauką. W końcu usłyszałam dźwięk dzwonka. Schowałam podręcznik i wstałam. Ruszyłam w kierunku klasy, kiedy zza rogu wyszedł przystojny, czarnowłosy chłopak. Od razu moje serce szybciej zabiło. Wysoki, dobrze zbudowany facet, którego imienia wtedy nie znałam, przewrócił moje życie go góry nogami. Mój ułożony świat legł w gruzach, a rozsądek, którym się kierowałam, został przyćmiony. Nasze spojrzenia spotkały się, a ja wpadłam w ich hipnotyzującą głębie. Nie wiedziałam, co się dzieje. Dopiero po chwili zauważyłam, że stoję i wgapiam się w jego oddalającą się sylwetkę. Jego ciemne, powiewające kosmyki, żegnały mnie mówiąc "pocałuj się w tyłek". Zobaczyłam, jak zniknął za drzwiami sekretariatu. Moje serce się zacisnęło. W końcu ruszyłam do sali spóźniona, nie mogąca się skupić na niczym innym, niż na tajemniczym mężczyznie.
       Wszystkie wspominki wyleciały mi z głowy, gdy postawiłam stopy na chłodnej, jasnej, drewnianej podłodze. Powoli wypadałoby przygotowywać się do szkoły.


******


       W końcu znalazłam się w budynku. Swoje kroki skierowałam do biblioteki szkolnej. Byłam znacznie wcześniej, niż powinnam, nie miałam późniejszego autobusu, a moje lekcje zaczynały się dopiero od 10. Weszłam przez duże, brązowe drzwi. Od razu poczułam zapach starych książek., które były ułożone równolegle na drewnianych regalach i zajmowały największą powierzchnię czytelni. W pomieszczeniu znajdywały się również komputery, z których od czasu do czasu ktoś korzystał, aby napisać referat, poszukać informacji w internecie lub po prostu spędzić wolny czas pomiędzy lekcjami. Kawałek dalej umieszczone były dwa białe stoliki dla osób, które wybrały odpowiednią książkę dla siebie i postanowiły poczytać ją w ciszy w odosobnieniu. Panował tu dziwny półmrok, który wywoływał wrażenie grozy, a panujący chłód dodawał atmosfery. Wszechogarniająca cisza mogła być przytłaczająca dla osób, które nie były do tego przyzwyczajone. Uwielbiałam przebywać tutaj. To było jedyne miejsce w szkole, gdzie mogłam odpocząć od hałasów, wyciszyć się i skupić. Na korytarzach nie było już tak dobrze. Wieczne wrzaski powodowały u mnie ból głowy. Jedynymi odgłosami, jakie kiedykolwiek można było tu usłyszeć, były ciche szepty rozmów, przewracanie kartek lub delikatne uderzenia w klawiaturę.
       Jak zwykle skierowałam się do mojego ulubionego miejsca, ówcześnie wybierając z półek książki, które mnie zainteresowały. Zazwyczaj tak wcześnie rano nikogo nie można było spotkać w cichej, przestronnej czytelni, oprócz milej pani, która tu pracowała. Ja sama pojawiałam się tutaj przeważnie po zajęciach, lecz w takie dni, jak dziś, odwiedzałam bibliotekę z samego rana. Mimo to, że nikogo bym się tu nie spodziewała o tej porze, poza bibliotekarką, przed wejściem zauważyłam powieszoną na wieszaku kurtkę, jednak nie mogłam rozpoznać, do kogo mogła należeć.
     Spojrzałam na zegarek, który wskazał, że mam jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia lekcji. Postanowiłam, że poczytam w czytelni, dopóki nie zadzwoni dzwonek. Ruszając na  "moje" miejsce, zauważyłam, że było zajęte przez osobę, której na początku nie rozpoznałam. Podchodząc kawałek bliżej, dostrzegam, kto siedział na moim ulubionym krześle.. I to nie byle kto je zajmował! Siedział tam sam Uchiha Sasuke! Moje modlitwy zostały wysłuchane i w końcu mogłam z nim porozmawiać. Nigdy bym się nie spodziewała, aby to własnie on odwiedził bibliotekę tak wcześnie. Od zawsze zastanawiałam się, w jakich okolicznościach wywiąże się nasza pierwsza rozmowa i kiedy to nastąpi. Zazwyczaj kończyło się tak, iż na mojej twarzy pojawiał się ogromny rumieniec, gdy tylko znalazł się w pobliżu mnie. Wydawało się, że to przeznaczenie zesłało nas tutaj; do cichej, pustej czytelni, gdzie prawdopodobnie nikt nie będzie w stanie nam przeszkodzić.
       Wolnym krokiem, ukrywając niezwykłą euforię, ruszyłam przed siebie. W głowie planowałam, co powinnam zrobić. Przywitać się czy udać, że jego osoba mnie nie interesuje i bez słowa się dosiąść? Bałam się, że gdy znajdę się obok niego, nie będę mogła się na czymkolwiek skupić lub co gorsza, zagadnie mnie zażenowanym tonem, że wolałby zostać przy stoliku sam. Prawdopodobnie wtedy, przeprosiłabym go, po czym udałabym się w inne miejsce, wyzywając się od idiotek, itp.
       Wzięłam głęboki oddech i powędrowałam w stronę Sasuke. Modliłam się, aby na mojej twarzy nie pojawił się czerwony rumieniec, który prawdopodobnie zostałby zauważony. Moje serce znowu dawało się we znaki, miałam wrażenie, że chce wyrwać się z mojej klatki piersiowej.
     -  Mogę się dosiąść? - zapytałam od razu z udawanym spokojem, gdy tylko znalazłam się tuż przy białym stoliku.. Spojrzał na mnie i jakby od niechcenia kiwnął głową po czym osiadłam na wprost niego. Cały czas coś czytał i zapisywał na kartce. Udając, że zajmuję się swoją lekturą, zaczęłam dyskretnie go obserwować. Wydawało mi się, jakby potrzebował pomocy i nie radził sobie z czymś. Mogłam się mylić, bo z tego co słyszałam, był też dobrym uczniem. Wędrowałam za wzrokiem jego nieziemskich, czarnych oczu, które za każdym razem, nie ważne z jakiej odległości, hipnotyzowały mnie.
     -  Nie potrzebujesz może pomocy? Wydaje mi się, że masz jakieś problemy... - słowa wyrwały się z moich ust, mimo to, że nigdy bym nie pomyślała, aby zaoferować mu swoją pomoc. Niestety, nie odpowiedział mi. Czyżby mnie nie usłyszał? Nie sądzę, żebym zadała pytanie zbyt cicho. - Pomóc... - przerwałam zdanie w połowie, gdy jego zimne spojrzenie wbiło się we mnie. Przez chwile miałam wrażenie, że ma ochotę mnie zabić, jednak nie byłam pewna za co. 
     - Wkurzasz mnie, wielkoczoła - odparł, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem. Aż mnie przeszły ciarki. Spojrzałam na niego, jednak nie byłam zbyt pewna, jakie uczucia kłębiły się we mnie w tym momencie. Byłam smutna, przerażona, a jednocześnie zła i zawiedziona. Nigdy nie przypuszczałam, że mój ukochany mógłby się tak do mnie odezwać. Serce mnie aż zakuło. Nie wiedziałam, że w tych czasach, gdy ktoś komuś proponował pomoc, zostawał tak potraktowany. - Dobrze, ty... - znowu nie dokończyłam zdania, gdyż nie miało to dla mnie najmniejszego sensu. Nie chciałam choćby z najmniejszym stopniu zniżyć się do jego poziomu. Może i był dobrym uczniem, ale mimo to nie potrafił się zachować i nie miał w sobie za grosz szacunku. Nie mogłam uwierzyć, że zakochałam się w takim dupku.
       Wstałam i zabierając swoje rzeczy, spojrzałam na niego ostatni raz.  Łzy cisnęły mi się do oczu, lecz nie mogłam dopuścić, aby to zauważył. Miałam nadzieję, że będzie żałował swoich słów i swojego zachowania, lecz ku mojemu zdziwieniu, sprawiał wrażenie, jakby w ogóle mnie tu nie było.. Nawet na mnie nie patrzył, cały czas czytał i przeglądał swoje notatki. Poczułam się zraniona i zdradzona. Właśnie wtedy zrozumiałam i przejrzałam na oczy, kim jest ów mój ukochany.